niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 8

Nora

- Mów, masz mi powiedzieć wszystko ze szczegółami. - Chloe ciasno oplatała kubek z kawą rękoma.
- Powiedziałam ci już wszystko. - jęknęłam opierając się o oparcie skórzanej kanapy - Prawie się całowaliśmy.
- Od zawsze wiedziałam, że nie jesteś zbytnio inteligentna, ale nigdy nie pomyślałabym, że zrobisz coś takiego. Jak mogłaś? - dziewczyna nadymała policzki puszczając mi wściekłe spojrzenia - A wiesz co jest gorsze? Nawet nie wiem jak wygląda!
- Wiesz, że nie jestem żadną cnotką, ale po prostu tak wyszło. - wzruszyłam ramionami sięgając po swój kubek gorącego napoju - A co do tego, że nie wiesz jak wygląda... to szybko może się zmienić. - skinęłam na drzwi lokalu przez które właśnie wszedł brunet, chyba mnie nie zauważył, bo od razu pokierował się do lady.
- O Boże. - westchnęła Chloe - Teraz naprawdę mam ochotę ci przywalić, czy to go widzisz? - sapnęła zaczynając się wachlować w dramatycznym geście i udawać omdlenie z ręką na czole.
Cała Chloe, królowa dramatu, zaśmiałam się kręcąc głową.
- Spokojnie, oddychaj. - pochyliłam się nad blatem naszego stolika również wachlując ją dłonią.
- Nie, dopóki mi go nie przedstawisz. Ma może brata? - podniosła głowę do niedawna opartą o siedzenie.
- Ma. - znowu ją odchyliła.
- Jak tu gorąco. Czy tylko mi?
- Wyszedł. - zanuciłam popijając kawę z kubka.
Dziewczyna poderwała się i przysunęła bardziej do okna aby móc zobaczyć oddalającą się sylwetkę bruneta.
- Jeśli ty go nie chcesz, ja go przygarnę. - rozpromieniła się poruszając brwiami.
- Nie ma mowy. - pokręciłam głową wstając i zbierając swoje rzeczy.

*

Pędziłam na złamanie karku spóźniona już dobre 20 minut do pracy. Autobus się spóźnił, pośliznęłam się na lodzie brudząc spodnie i rozrywając je na jednym kolanie. Cudowny dzień u Nory Grey, co jeszcze się dzisiaj wydarzy? Kiedy tylko pchnęłam drzwi wejściowe przy ladzie czekała już na mnie Dorothy z założonymi rękoma.
- Spóźniłaś się, znowu. - powiedziała na wstępie lodowatym tonem.
- Przepraszam, autob...
- Nie obchodzą mnie twoje przeprosiny. - machnęła ręką jakby chciała odgonić wyjątkowo wredną muchę - Nie będę ciągle tolerować twojego spóźnialstwa.
Już chciałam otworzyć usta ale uciszyła mnie gestem dłoni.
- Daj mi skończyć,  za dzisiejsze spóźnienie zostaniesz dłużej i wszystko pozamykasz, natomiast jutro możesz nie pojawiać się w pracy.
Czuje jak wszystkie kolory odpływają mi z twarzy. Wyrzuca mnie? Nie znajdę pracy szybko, a muszę się jakoś utrzymywać.
- Dorothy, posłuchaj to się zdarza dopiero trzeci raz, nie możesz mnie wyrzucić! - błagałam - Muszę się utrzymywać, przecież wiesz jaka jest moja sytuacja!
- Napisze ci dobre rekomendacje, więcej nie mogę zrobić. Przykro mi, decyzja została podjęta.
- Przykro ci? Tobie wcale nie jest przykro! Odkąd tu jestem mnie nienawidzisz, widzę, że dopięłaś swego, pozbyłaś się mnie. - wyminęłam ją nie zaszczycając spojrzeniem.
Kiedy zostawiłam swoje rzeczy w pokoju ruszyłam na stołówkę, rozglądając się i upewniając, że jędzy nie ma w pobliżu ruszyłam do stolika przy którym zawsze siedzi babcia.
- Cześć babciu. - uśmiechnęłam się siadając obok niej.
- Witaj skarbie. Co u ciebie dziecko? - położyła swoją ciepłą dłoń na mojej - lodowatej - Coś cię trapi. Co się stało?
Westchnęłam.
- Dorothy wyrzuciła mnie z pracy. - zwiesiłam głowę.
- Nie martw się, porozmawiam z nią, wszystko będzie dobrze. - ścisnęła moją dłoń w pocieszającym geście.
- To nic nie da, próbowałam. Muszę poszukać nowej, nie będę mogła już tak często cię odwiedzać babciu. - podniosłam wzrok napotykając jej przepełnione miłością i troską spojrzenie.
- O to się nie martw kochanie, przychodź kiedy będziesz mogła. - uśmiechnęła się do mnie delikatnie i przyciągnęła do uścisku.
- A ty jak zwykle się obijasz. - piskliwy głos Dorothy poznałabym wszędzie, to tak jakby ktoś drapał paznokciami tablicę.
Oderwałam się od babci posyłając jej przepraszające spojrzenie po czym oddaliłam się na swoje stanowisko.

*

Północ. Jest północ, a ja dopiero zbieram się do wyjścia. Musiałam wszystko posprzątać. Zamknęłam drzwi wejściowe po czym skierowałam się w stronę domu. O tej porze rzadko jeżdżą autobusy więc muszę wrócić piechotą, a od jutra szukać nowej pracy. Czy moje życie może być jeszcze bardziej skomplikowane? Nie, niech mi lepiej nikt nie odpowiada. Latarnie rzucały nikłe światło, a z nieba zaczął sypać śnieg, świetnie. W torebce zabrzęczał mi telefon.

Obserwuję Cię. Nie uważasz za trochę niebezpieczne chodzenie tak samej po nocy?

Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu nadawcy tej wiadomości, ulica była pusta.
Następny sygnał.

Nie fatyguj się, nie zobaczysz mnie. 

- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknęłam, mam pojęcie, że muszę wyglądać jak wariatka, ale co innego mogę zrobić?
Sygnał.

Zabawić się 

- Ja się nie bawię, znajdź sobie kogoś innego! - ruszyłam przed siebie szybkim krokiem marząc żeby znaleźć się już w domu.
Następna wiadomość.

Ale ja nie pytam cię o zdanie. 

- Pójdę na policję. - powiedziałam w przestrzeń - Nie boję się ciebie.
Wiadomość.

Chcesz żeby coś stało się twoim przyjaciołom? A może babci? Powinnaś. 

Stężałam i zatrzymałam się wpół kroku po odczytaniu wiadomości.
- Jeśli chodzi ci o mnie, proszę bardzo weź mnie! Ale ich zostaw w spokoju! - wściekłość ogarniała każdą komórkę mojego ciała, ta osoba mogła grozić mi, ale nie osobom mi bliskim - Stoję tutaj, sama! Dlaczego po prostu mnie teraz nie zabijesz?!
Wiadomość.

Bo nie byłoby przy tym zabawy. Lubię bawić się ze swoimi ofiarami. 

*

Jak długo to jeszcze potrawa? Jak długo wytrzymam jeszcze te wiadomości i ich anonimowego nadawcę? Czego ta osoba ode mnie chce? Zabić mnie? Jest zagrożeniem dla osób mi bliskich? Te pytania nie dawały mi zasnąć, całą noc przewracałam się z boku na bok, nie płakałam, nie wrzeszczałam, po co? Co to da? Kiedy nastał świt zwlokłam nogi z łóżka i ruszyłam do łazienki z przygotowanymi ubraniami. Kiedy tylko z niej wyszłam zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy wysepce. Napój parował, a ja przyglądałam się jak para unosi się i znika, czy ja kiedyś też tak zniknę? Jak gdyby nigdy mnie tu nie było? Przez cały ten czas kawa zdążyła już wystygnąć, więc ją wylałam. Zegar wskazywał już 7.20, dzisiaj nie idę na uczelnię. Nie mogę, muszę od razu zacząć szukać nowej pracy, oszczędności i ostatnia wypłata którą wczoraj dostałam nie wystarczą mi na długo.
Worki pod oczami na pewno nie zrobią najlepszego pierwszego wrażenia, więc spróbowałam je jakoś ukryć, co nie przyniosło mi wyczekiwanego rezultatu, bo przyznajmy nie jestem mistrzynią makijażu i nie interesuje mnie żeby nią zostać. Po godzinie wyszłam z mieszkania, po drodze z pobliskiego kiosku zgarnęłam świeżą gazetę. Zaczęłam długopisem zaznaczać ogłoszenia stanowiska na które miałabym szanse się dostać, nie były to szczyty moich marzeń, ale zarobię pieniądze potrzebne na utrzymanie.

*

Mam dość. Nie spodziewałam się, że szukanie pracy pójdzie mi łatwo i od razu ją znajdę, ale to przerosło moje oczekiwania, minął tydzień, a ja ciągle słyszę to samo - "Przykro mi, nie sprostała pani naszym oczekiwaniom." Ogłoszenie jest nieaktualne." "Znaleźliśmy już kogoś na to stanowisko." "Szukamy kogoś innego." Oto ostatnia szansa z mojej gazety. Szczerzę wątpię, że mnie tak przyjmą, nie pasują do tego miejsca. Ekskluzywna restauracja dla bogatych ludzi. Ogromna biała sala z kryształowymi żyrandolami i idealnie posłanymi stolikami prezentowała się wspaniale, biel kontrastowała z czerwonymi dodatkami. Podeszłam do konsjerża który nie zwrócił na mnie nawet swojej uwagi, był to starszy mężczyzna, koło pięćdziesiątki z posiwiałymi włosami i bródką, ubrany w czarny krojony garnitur.
- Dzień dobry, ja w sprawię pracy. - uśmiechnęłam się grzecznie.
- Proszę za mną. - wyprostował się znad swojego stanowiska i ruszył przez środek sali.
Kiedy pchnął duże drewniane drzwi do mojego nosa dostał się zapach jedzenia, nie tracąc mężczyzny z oczu szłam za nim rozglądając przy okazji po ogromnej kuchni, każdy kucharz zajęty swoją pracą nawet na nas nie spojrzał. Na końcu kuchni znajdowały się kolejne drzwi, tym razem mniejsze. Zapukał, a kiedy usłyszał pozwolenie na wejście skinął mi abym poszła pierwsza. Weszłam do średniej wielkości gabinetu, po środku za biurkiem siedziała na oko czterdziestoletnia blondynka.
- Monic - skinął - ktoś w sprawie pracy.
- Dziękuję Stephen. - również skinęła po czym mężczyzna wyszedł zamykając za sobą drzwi - Usiądź. - wskazała na krzesło stojące naprzeciwko biurka. Kiedy tylko zajęłam miejsce zaczęła zadawać mi podstawowe pytania - moje dane, gdzie wcześniej pracowałam, czy mam jakieś doświadczenie. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przed podjęciem pracy w domu opieki pracowałam w barze jako kelnerka.
- Dobrze, dlaczego chciałabyś u nas pracować? - podniosła wzrok znad kartki na której ciągle coś notowała.
- Praca jest mi pilnie potrzebna i uważam, że nadawałabym się aby być kelnerką w tej restauracji, myślę, ze sprostałabym zadaniu oraz państwa oczekiwaniom. - nie owijałam w bawełnę. Kobieta potaknęła znowu coś zapisując. Kiedy skończyła odłożyła długopis i splotła kościste palce na biurku.
- Przyjmiemy cię na okres próbny, jeśli będziesz się dobrze sprawować przedłużymy umowę.
Miałam ochotę skakać po całym pomieszczeniu, po tylu dniach szukania w końcu mi się udało.
- Od kiedy mogę zacząć?
- Od przyszłego tygodnia. - uśmiechnęła się wstając co również zrobiłam i podałam jej rękę.
- Dziękuję bardzo. - również się uśmiechnęłam.
- Kiedy ode mnie wyjdziesz zapytaj o Jamiego, on da ci twój strój roboczy.
Po wypełnieniu wszystkich potrzebnych papierów wyszłam z gabinetu Monic. Jamie okazał się jednym z kelnerów, to jeden z najszczerszych i najmilszych ludzi jakich poznałam, bije od niego dobra energia. Jest w moim wieku, również studiuje, ma przystrzyżone kręcone kruczoczarne włosy gdzie grzywka opada mu na czoło i niesamowicie błękitne oczy. Jest wysoki i nawet przez jego uniform widać, że uczęszcza na siłownie.
Cieszę się, że mogę zacząć już po weekendzie, bo moje środki na życie się prawie wyczerpały. Dylan ciągle zarzuca mi jak okropnie wyglądam, Chloe też i ciągle podsuwa mi swoje muffinki.

*

- Mam ochotę przerzucić cię teraz przez ramię i zanieść do najbliższego mcdonalda i nie wypuścić z niego, aż nie zjesz tyle żeby o mały włos nie pęknąć. - Dylan mierzył mnie wzrokiem z założonymi na piersi rękoma.
- Przestań, nic mi nie będzie. Znalazłam już pracę więc znowu zacznę zarabiać, zaczynam w poniedziałek. Mam dostosowany plan do moich zajęć. - wzruszyłam ramionami.
- I będziesz się zaharowywać, długo tak nie pociągniesz Nora. Cały dzień i wieczór na nogach? Wykończysz się w szybkim tempie. - miał zbolałą minę, jakby ktoś właśnie go uderzył.
- Poradzę sobie, znasz mnie. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go do uścisku.
- Czuję twoje kości. - jęknął oplatając mnie ramionami - Mogę objąć cię dwa razy. - wsadził nos w moje włosy.
- Poczujesz się lepiej jeśli pójdziemy na obiad? Do Dana. - odsunęłam się od niego przyjaźnie uśmiechając.
- Tak. - skinął i wziął mnie za rękę ciągnąc przez parking uczelni do swojego jeepa.

- To co zawsze Lucy. - Dylan uśmiechnął się do kelnerki na co ta skinęła głową i odeszła od naszego stolika.
- Chloe wspominała mi o jakimś chłopaku. - uniósł brwi biorąc łyka swojej coli.
- Chloe ma długi język. - pokręciłam bezradnie głową. - Ale, tak jest ktoś.
- Znam go?
Moją odpowiedź przerwała Lucy stawiająca na stoliku nasze zamówienia - hamburger z frytkami. Kiedy tylko odeszła do innego klienta znowu zwróciłam wzrok an Dylana.
- Nie, raczej nie. - złapałam frytkę i wepchnęłam sobie do ust.
- Jak się nazywa? - wziął gryza hamburgera.
- Justin Bieber. - chłopak zaczął kaszlać krztusząc się przy okazji. Szybko obeszłam stolik i poklepałam go po plecach, kiedy pokazał, że jest okej usiadłam na swoje miejsce.
- Bieber? - zaczął łapczywie pić cole.
- Tak. - skinęłam - Coś nie tak?
- Lepiej skończ to jak najszybciej.
- Co? Dlaczego? - sapnęłam.
- Jest kobieciarzem, wykorzystuje dziewczyny i je rzuca. - opowiedział znowu biorąc jedzenie do ust.
- Od kiedy to oceniasz ludzi nawet ich nie znając? - uniosłam brwi zakładając ręce na piersi.
- Dobrze, skończmy ten temat. Jedz. - wskazał na prawie nietknięte jedzenie na moim talerzu.

*

Kiedy weszłam do mojego mieszkania od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wszystko było na swoim miejscu jednak coś mówiło mi, że wcale tak nie jest. Zapaliłam światło i zaczęłam przechadzać się po mieszkaniu. Kuchnia i salon w porządku, później skierowałam się do sypialni. Firanka targana przez wiatr powiewała niespokojnie, szybko podeszłam do okna aby je zamknąć, nie przypominam sobie abym zostawiła je otwarte. Spojrzałam przez nie i zobaczyłam idącą do mnie tyłem postać w czarnej bluzie z kapturem nasuniętym na głowę. Była za daleko abym mogła stwierdzić czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Odwróciłam się, na łóżku leżało pudełko przewiązane czarną wstążką. Niepewnie podeszłam do niego rozwiązując materiał, chwilę potem wzięłam uspokajający oddech i podniosłam wieko. Na środku pudełka leżała lalka voodoo, tu gdzie powinno być serce była wbita igła. Obok niej leżała czarna koperta. Podniosłam ją i drżącymi rękoma otworzyłam wyjmując jej zawartość w kształcie kartki. To co było na niej napisane zmroziło mi krew w żyłach.

Kto pierwszy? Chloe czy Dylan? Wybór należy do ciebie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Jeśli czytasz, proszę skomentuj. 

3 komentarze:

  1. Boooże sama się boje! Haha xd szkoda mi Nory ;/ Cudny rozdział jak zawsze :) czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Serdecznie zapraszam po odbiór zamówionego szablonu na land-of-grafic.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :) do następnego :) kc

    OdpowiedzUsuń