sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 7

Nora 

Panicznie rozglądam się po pomieszczeniu szukając czegoś co pomogłoby mi w obronie. Pierwsze co rzuca mi się w oczy jest lampa stojąca na komodzie. Zaczynam powoli czołgać się w tamtą stronę kiedy rozlega się pukanie do drzwi, nieruchomieję. Napastnik odchodzi ode mnie i otwiera drzwi, do pomieszczenia wchodzą dwie postacie.
- Stary, ty to jednak jesteś idiotą - parska jeden uderzając drugiego w tył głowy. - To nie jest Taylor!
- Jak to nie? - obrusza się - Jest!
- Nie, nie jest? I co ona do cholery robi na ziemi? Miałeś jej nie dotykać pacanie!
- To było niechcący. - broni się.
- Jesteś idiotą Carter. Nie umiesz odróżnić dwóch dziewczyn od siebie, nawet po ciemku widzę, że to nie jest ona! - jego sylwetka zaczyna poruszać się w stronę przeciwległej ściany, a kiedy pstryka włącznikiem pokój zalewa fala światła. Mrużę oczy, zaraz potem mrugając żeby przyzwyczaić się do światła.
- Widzisz imbecylu?! - wskazał na mnie - Pewnie gdybyśmy tu nie przyszli oberwałbyś tą lampą.
Faktycznie, przybliżyłam się na tyle, że z łatwością dosięgnę lampy.
- Przepraszamy, ten idiota pomylił cię z kimś innym. - wysoki, muskularny blondyn podchodzi do mnie kucając aby zrównać się ze mną. Jego oczy okalają długie rzęsy, których pozadrościła by mu niejedna dziewczyna, a błękitne oczy wpatrują się we mnie. Włosy opadają mu na czoło przez częste przeczesywanie ich rękoma, a pełne usta wyginają się w uśmiechu. Wyciągnął do mnie dłoń pomagając mi wstać. Nie odzywałam się, co miałam powiedzieć? Że wszystko jest okej? Nie, nie jest, myślałam, że zejdę na zawał.
- Jestem James, a to Carter i Eric. - wskazał na pozostałą dwójkę - Mam nadzieję, że nie przestraszyliśmy cię za bardzo, ale widzę, że sama dobrze byś sobie poradziła. - uśmiechnął się pokazują przy tym śnieżnobiałe uzębienie.
- Chyba tak. - odezwałam się kiedy odzyskałam głos.
- W ramach rekompensaty za kolegę ćwoka może postawię ci drinka?
- Nie, ale dziękuję za propozycję. Muszę znaleźć przyjaciela. - skinęłam uśmiechając się delikatnie i ruszając do wyjścia z pokoju.
- W takim razie może zdradzisz mi przynajmniej swoje imię? - usłyszałam za sobą kiedy otwierałam drzwi.
Obróciłam się przez ramie patrząc na blondyna.
- Nora. - rzuciłam po czym wyszłam pozostawiając ich za sobą.

- Gdzie byłaś? Szukałem cię. I dlaczego wyglądasz tak jakby ktoś cię nieźle poturbował? - Dylan podszedł do mnie kiedy tylko znalazłam się w pomieszczeniu wypełnionym ludźmi po brzegi.
- W łazience. Miał miejsce mały incydent. - wzruszyłam ramionami przygładzając włosy, żeby chodź trochę doprowadzić je do porządku.
- Jaki incydent? - nie odpuszczał przepychając się zaraz za mną przez tłum.
- Zwykła pomyłka. - krzyknęłam usadawiając się na stołku barowym - Podoba ci się tamta blondynka? - zmiana tematu prawie zawsze działa.
- Jest ładna, ale nie w moim typie. - wzruszył nonszalancko ramionami skinąwszy do barmana. 
- A jaki jest twój typ? - uniosłam brwi w rozbawieniu.
- Ogniste rude. - oblizał wargi - Tak, zdecydowanie. - przytaknął potwierdzając swoje słowa.
- Z takim podejściem będziesz sam. - poklepałam go po ramieniu ze śmiechem.
- Nie jesteś lepsza! - wzburzył się nadymając policzki i zakładając ręce na klatkę piersiową jak dziecko które nie dostało zabawki.
- Ja nie szukam! - odpowiedziałam rozglądając się po zatłoczonym pomieszczeniu, niestety Adama i Justina nigdzie nie było.
- Czemu się tak rozglądasz?
- Widziałam tutaj kogoś znajomego. Długo jeszcze chcesz tu zostać? - zwróciłam twarz w stronę przyjaciela bawiąc się palcami leżącymi na blacie baru.
- Tak właściwie - spojrzał na zegarek będący na jego ręce - możemy się już zmywać, zrobiło się nudno. Zaczął podnosić się ze stołka podobnie jak ja. Jego ciało w najmniej spodziewanym momencie przechyliło się niebezpiecznie grożąc upadkiem. Szybko podeszłam łapiąc go a rękę i przekładając ją sobie przez ramiona.
- Jak dużo piw wypiłeś? - sapnęłam mu do ucha kiedy ciężar jego ciała mnie przytłoczył.
- Nie wiem, z pięć? - postukał się po podbródku w geście zamyślenia - Dodając do tego z trzy?
- Dylan! - pisnęłam na co się skrzywił - Dasz chociaż radę dojść do samochodu?
- Chyba tak. - wybełkotał przymykając powieki.
Powoli nas odwróciłam i sapnęłam kiedy zobaczyłam tłum przed nami. Jak do cholery mam przecisnąć się przez ten tłum z wiszącym na moim ramieniu Dylanem?! Pokręciłam bezradnie głową zaczynając iść, przyjaciel mamrotał mi coś do ucha, coś czego kompletnie nie rozumiałam. Jego ciało zachwiało się, a już po chwili cały jego ciężar wylądował na mnie. Stracił przytomność. Kolana pode mną zaczęły się uginać, nie dam rady zanieść go do samochodu. Nagle cały ciężar został ze mnie zdjęty, szybko odwróciłam się z myślą, że upuściłam bezwładną sylwetkę przyjaciela. Jednak ku mojej uldze zobaczyłam, że inna postać go przytrzymuje. Justin stał przede mną szeroko się uśmiechając.
- Pomyślałem, że przyda ci się pomoc! - krzyknął.
- Nawet nie wiesz jak bardzo! - odkrzyknęłam odwzajemniając uśmiech.
- Prowadź. - skinął w stronę tłumu.
Zaczęłam przepychać się łokciami między spoconymi ciałami robiąc miejsce dla Justina i Dylana. Kiedy z westchnieniem ulgi stanęłam przy drzwiach z powrotem odwróciłam się do Justina. Po jego czole spływała stróżka potu przez panującą temperaturą w pomieszczeniu.
- Zostawiłeś kurtkę tam gdzie my? - zapytałam wskazując na zamknięte drzwi do pomieszczenia gdzie zostawiliśmy nasze rzeczy wchodząc.
- Tak. - przytaknął.
- Zaraz wracam.
Weszłam do pokoju wypełnionego kurtkami po brzegi, wyszukałam nasze kurtki zapamiętując też Justina którą miał ostatnio w centrum handlowym. Niedbale narzuciłam na siebie swoją i wychodząc z  pomieszczenia podałam chłopakowi jego. Justin usadowił Dylan na fotelu stojącym niedaleko, podeszłam do niego i po meczącej próbie nałożenia na omdlałego chłopaka odzieży nałożyłam ją na niego. Justin już stał w pełni ubrany czekając.
Kiedy wyszliśmy na zimne powietrze pokierowałam go na tyły domu gdzie zostawiliśmy jeepa Dylana. Brunet położył chłopaka na tylnym siedzeniu.
- Dziękuje, nie wiem co bym zrobiła gdybyś mi nie pomógł. Prawdopodobnie ciągnęłabym go za nogę w tym tłumie. - mówiąc to obracałam niespokojnie kluczyki w dłoni.
- Zawsze do usług. - skłonił się w szarmanckim geście na co prychnęłam śmiechem.
- Muszę go odwieźć do domu. - kiwnęłam głową w stronę nieprzytomnego przyjaciela, który w tej chwili ssał własny kciuk i mamrotał coś pod nosem.
- Może pojadę z wami? Sama nie wyniesiesz go z samochodu.
- Nie musisz, poproszę Bena żeby to zrobił. Ale dziękuje. - uśmiechnęłam się do niego ruszając w stronę drzwi od strony kierowcy.
- Kim jest Ben? - uniósł brwi spoglądając na mnie znad dachu samochodu.
- Jego współlokator. - odpowiedziałam - Do zobaczenia niedługo. - zamknęłam drzwi po czym uruchamiając silnik wyjechałam z terenu posiadłości.

*

Biblioteka. Tak to miejsce w którym najczęściej bywam, kiedy mam wolny czas. Uwielbiam panującą w niej ciszę, mogę spokojnie usiąść między regałami gdzie nikt mnie nie znajdzie i odciąć się od wszystkiego - od ciągłych gróźb kierowanych do mojej osoby, osądzających spojrzeń innych uczniów kiedy widzą, że nie jem nic innego jak zwykłe kanapki lub bułki, że nie ubieram się w ubrania z najnowszych kolekcji sławnych projektantów, a zamiast tego chodzę w tych samych rzeczach, że nie mam tyle pieniędzy ile mają oni i, że muszę jeździć autobusem, mogłabym wymieniać w nieskończoność. Dlatego kiedy chcę pobyć sama zaszywam się tutaj lub w sali muzycznej co do której wiąże się zupełnie inna historia. Więc siedzę teraz między regałami w najbardziej odległym kącie biblioteki i czytam jedno z najlepszych romansów świata. Czasami zastanawiam się jakby to było mieć kogoś kto zrobiłby dla ciebie wszystko, kogoś kto zawsze będzie tu dla ciebie i będzie stawiał twoje dobro wyżej od swojego własnego. Ale takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach, w rzeczywistości ludzie to kłamcy którzy zrobią wszystko żeby cię pogrążyć i nikt nie ruszy chodź by palcem żeby ci pomóc, każdy stawia swoje dobro na pierwszym miejscu nie przejmując się nikim innym, tylko sobą. Nie widzą tego, że to co robią jest złe, są tak bardzo zaślepieni swoją nienawiścią i chęcią bycia najlepszymi, że nie widzą tego, że takim zachowaniem krzywdzą innych. Wolę odpłynąć w świat literatury niż być tutaj i patrzeć na to wszystko. Z westchnieniem zamknęłam książkę słysząc przychodzący sygnał wiadomości. Kładąc powieść na kolanach wygrzebałam urządzenie z torby leżącej obok mnie.

Od: Justin 
 Spotkajmy się w parku za 20 minut. 

Odpisując krótkie OK wstałam z podłogi wkładając powieść do torby i ruszyłam do wyjścia biblioteki. Kiedy tylko stanęłam na marmurowych schodach zadrżałam z zimna i otuliłam się ciaśniej szalikiem, a czapkę naciągnęłam bardziej niż to możliwe na uszy. Po piętnastu minutach byłam już na miejscu. Wokół mnie roztaczał się duży zaśnieżony park. Dzieci lepiły bałwana i rzucały w siebie śnieżkami nawzajem się goniąc, dorośli wpatrywali się w to ze śmiechem. Natomiast osoby którą miałam tu spotkać nigdzie nie widać, szłam rozglądając się naokoło. W najmniej spodziewanej dla mnie chwili poczułam jak coś zimnego uderza w moje plecy, szybko odwróciłam się w tamtą stronę myśląc, że jakieś dziecko po prostu we mnie trafiło. Nie, to nic z tych rzeczy, parę metrów ode mnie stał roześmiany Justin podrzucający w jednej ręce świeżo ulepioną śnieżną kulę. Poruszał zabawnie brwiami rzucając mi nieme wyzwanie.
- Nie, nawet o tym nie myśl! - krzyknęłam - Nie odważysz się. - sapnęłam.
Posłał mi minę mówiącą "Czyżby?" i powoli ruszył w moją stronę. Ile on ma lat? Zaczęłam cofać się w tylko mi znaną stronę po czym puściłam się biegiem przez trawnik. Śnieg sięgał mi do łydki mocząc spodnie i utrudniając ucieczkę. Biegłam śmiejąc się jednocześnie po drodze łapiąc śnieg w ręce robiąc potrzebną amunicję do obrony. Odwróciłam się żeby sprawdzić czy nadal mnie goni zawzięcie trzymając puch w ręce. Chłopak znajdował się dwa metry ode mnie z chytrym uśmieszkiem na ustach. Wymierzyłam w niego i rzuciłam, uchylił się zanosząc śmiechem.
- Słabo! - krzykną przykładając dłonie do ust.
- Ah, tak? - krzyknęłam schylając się po następną porcję śniegu, a kiedy miałam ją w rękach rzuciłam. Justin zanosząc się śmiechem nie zobaczył pocisku lecącego w jego stronę, chwilę potem puch trafił prosto w jego twarz. Zaskoczony uniósł głowę, wyglądał komicznie - śnieg miał na całej twarzy, woda ściekała mu z policzka, brwi pokryte śniegiem uniosły się do góry.
- Pożałujesz tego. - uśmiechnął się szeroko ocierając twarz po czym rzucił się biegiem w moją stronę.
Nie zdążyłam nawet się obrócić, a poczułam jak łapie mnie w talii i przerzuca sobie przez ramie z taką zręcznością jakbym nic nie ważyła. Zaczęłam się śmiać i walić pięściami po plecach.
- Puść mnie! - pisnęłam dławiąc się śmiechem.
Torebka wypadła mi z rąk gdzieś po drodze, ale to w tej chwili najmniej mnie obchodziło. Brunet niósł mnie w tylko sobie znaną stronę. Nie minęła chwila, a poczułam jak się przechyla i ląduje na śniegu trzymając mnie w objęciach. Zamortyzował upadek swoim ciałem, jednak po chwili byłam pod nim. Wiłam się i śmiałam próbując go zepchnąć.
- Mówiłem, że pożałujesz. -  policzki miał zaróżowione od śniegu który chwile temu wylądował na jego twarzy, woda nadal turlała mu się po policzku.
- Jestem cała mokra. - naburmuszyłam się szukając drogi ucieczki.
- Tego jestem pewien, ale mogę ci obiecać, że będziesz mokra jeszcze bardziej. - zręcznie sięgnął w bok łapiąc w rękę garść śniegu i sypnął mi nim w twarz i włosy.
- Justin! - pisnęłam próbując go zrzucić co nadal skończyło się moją klęską.
Brunet zaczął przesuwać palcami po moich bokach, na co zaniosłam się jeszcze większym śmiechem.
- P-przestań, proszę! Justin!
- Przeproś!
- N-nie!
- Okej. - zaczął łaskotać mnie jeszcze szybciej.
- D-dobrze! Przepraszam! - ledwo łapałam oddech.
Zabrał ręce umieszczając je po bokach mojej głowy, kiedy uspokoił mi się oddech dostrzegłam, że wpatruje się w mnie. Nie ma co się dziwić, muszę wyglądać komicznie z czerwoną twarzą i cała mokra. Patrzyłam w jego karmelowe tęczówki dokładnie badając każdy kąt jego twarzy. Małą bliznę, pulchne malinowe usta, wydatne kości policzkowe. Jego twarz zaczęła się przybliżać, dzieliły nas zaledwie milimetry, kiedy sięgnęłam w bok nabierając trochę śniegu, aby po chwili zdmuchnąć go w jego twarz. Kiedy poluźnił uścisk wyczołgałam się spod niego i zaśmiałam widząc zaskoczony wyraz jego twarzy. Po poru sekundach sam zaniósł się śmiechem i podniósł z zmieni.
- Nie zrobiłaś tego! - zawołał.
- Zrobiłam! - krzyknęłam przez ramie puszczając się biegiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak wam się podoba?
Zachęcam do komentowania, proszę zostaw po sobie opinię, dzisiaj są moje urodziny więc zrobicie mi tym wielki prezent :) 

2 komentarze:

  1. Słodko! ;* kocham ten rozdział <3 już myślałam że się pocałują ;c hahaha xd Wszystkiego najlepszego kochana! Spełnienia marzeń, kc! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni mieli się pocałować :D Spóźnione; Wszystkigo najlepszego, żebyś dalej pisała takie świetne rozdziały :D czekam na nn... ps. nie moge się doczekać, aż coś się zacznie między nimi dziać xd

    OdpowiedzUsuń