Aidan oraz Adam są już dodani w zakładce 'bohaterowie'.
Justin
- No i jak Ci idzie praca nad zakładem? - Aidan opierał ręce na kolanach ciężko dysząc.
- Dobrze, nawet nie wiesz jak bardzo. Możesz już zacząć czyścić dla mnie nagrodę. - zaśmiałem się ocierając pot z czoła.
- Nie byłbym tego taki pewny. - prychnął podchodząc do torby stojącej na ławce i wyjmując z niej butelkę wody.
- Niby dlaczego? - zapytałem siadając.
- Nie wydaje się taką która sama wejdzie Ci do łóżka, stary. - zdjął przesiąkniętą potem koszulkę i włożył na jej miejsce świeżą.
- Tego już się domyśliłem geniuszu, trochę pracy, cierpliwości i będzie moja. - uśmiechnąłem się wstając z miejsca i łapiąc torbę ruszyłem do wyjścia z hali.
Ostatnie trzy godziny razem z Aidanem spędziliśmy grając w koszykówkę, cóż - ja grałem a on sapał i stękał jakby ktoś wypruwał mu flaki.
- Przekonamy się! - usłyszałem nim drzwi zamknęły się za mną.
- Wróciłem! - krzyknąłem, ale jak łatwo można się domyślić odpowiedziała mi cisza. Nie żebym się skarżył, wolny dom dla siebie, no może z małym wyjątkiem jakim był..
- Nie drzyj się tak, jeszcze nie ogłuchłem. - chłopak o kręconych kruczoczarnych włosach wyłonił się na szczycie schodów. - Nie żeby mnie to specjalnie interesowało, że wróciłeś. - zaczął schodzić po stopniach, a po paru sekundach przeskoczył oparcie czarnej skórzanej kanapy na której siedziałem bawiąc się pilotem od telewizora.
- Też się cieszę na twój widok. - rzuciłem sarkastycznie włączając pierwszy lepszy program. - Nie masz jakiegoś lepszego zajęcia niż zatruwać powietrze w moim towarzystwie?
- Nie, robię Ci tą przyjemność tylko z tego powodu. - wyrwał mi z ręki pilota przełączając na mecz koszykówki.
- Marny jest mój żywot z tobą u boku. - mruknąłem dźwigając się z wygodnego siedziska i przeszedłem do przestronnej białej kuchni z czarnymi akcentami. Wyjąłem z lodówki dwa piwa po czym wróciłem do rozwalonego na kanapie chłopaka wręczając mu jedno. Tak, zdecydowanie jak każdego dnia musimy się ze sobą poprzepychać.
- Aidan wspomniał mi o zakładzie. - powiedział pociągając duży łyk z butelki.
- Muszę sobie zapisać żeby kupić jakąś taśmę klejącą, bo ten chłopak nie umie trzymać języka za zębami. - warknąłem wlepiając wzrok w ekran.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Nie żebym kwestionował twoje zdolności. - dodał szybko kiedy na niego spojrzałem. - Ale zabawa uczuciami nie jest właściwa.
- A ty co? Robisz za psychologa czy coś?
- Nie, jestem twoim głosem rozsądku. - odstawił butelkę na stolik naprzeciwko zwracając oczy w moją stronę.
- Nie skorzystam z twoich usług. - wzruszyłem ramionami nie patrząc na niego.
- Czasem mam straszną ochotę Ci przywalić, wiesz?
- Z wzajemnością.
On zawsze był tym rozważniejszym z naszej dwójki, nieraz zbierał mnie z podłogi. Nienawidzę tego, że niemal zawsze ma racje, cóż nie w tym przypadku. Nie przegram tego zakładu, nie skoro zabawa dopiero zaczyna się rozkręcać.
Nora
- Nienawidzę Cię.
- Przestań, pamiętasz jak w twoje 16 urodziny zrobiliśmy sobie wagary, poszliśmy do baru gdzie nie sprawdzali dowodów i upiliśmy się? - Dylan zerknął na mnie rękami ściskając kierownicę.
- Pamiętam, skończyło się to dla mnie płukaniem żołądka. - mruknęłam.
- Ale ile było przy tym zabawy! - zaśmiał się i odrywając dłonie od kierownicy pomachał nimi.
- Przypomnij mi co się wtedy stało, że obudziłam się przebrana za banana, a ty miałeś na sobie tutu i diadem?
- Wylaliśmy na siebie alkohol, a barman był na tyle miły, że znalazł na zapleczu przebrania z imprezy z poprzedniego wieczoru.
- To nadal nie wyjaśnia dlaczego ja byłam bananem, a ty miałeś tutu. Przecież to ja powinnam mieć tutu. - zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Jak już wspomniałem byliśmy zalani. - zawtórował mi również zanosząc się śmiechem.
- Co do mnie powiedziałeś przed wejściem do baru? - zamilkłam - A tak, "to będą najlepsze urodziny w historii najlepszych urodzin" 6 godzin później klęczałeś przed moją babcią błagając o litość dla nas obojga.
- Gdyby nie ja miałabyś nudne życie Grey.
- Tak, bardzo nudne. - pokręciłam głową powstrzymując uśmiech cisnący się na usta.
- Pamiętam ten twój okres buntu, kiedy to wyciągałaś mnie, bezbronnego nastolatka na każdą imprezę w okolicy. Chyba nie muszę przypominać jak to się dla nas kończyło.
- Twoi rodzice i moja babcia nie pozwalali nam się spotykać, a zawsze kończyło się tym, że wyłaziłam przez okno, a później wdrapywałam się do twojego pokoju zdzierając sobie przy tym kolana.
- Po piętnastym razie się poddali.
- A mieli inny wybór? - zachichotałam.
- Nie bardzo. - obrócił głowę w moją stronę i posłał mi uśmiech. - Zaraz będziemy na miejscu.
Chwilę potem zatrzymaliśmy się przed wielką kutą bramą prowadzącą na posesję domu rodziców Kevina, kiedy brama otworzyła się ze skrzypnięciem wjechaliśmy na zaśnieżony teren. Długo podjazd ciągnął się do samego domu. Drzewa obsypane były śniegiem, fontanna przed wejściem migotała kolorowymi światełkami, a tuż za nią rozpościerał się ogromny dom. Wyglądał jak pięciogwiazdkowy hotel, a nie dom gdzie mieszkały - uwaga teraz zaskoczenie - trzy osoby. Wszędzie znajdowały się samochody, stały dosłownie wszędzie, na trawniku, przed wejściem i za domem. Dylan również przejechał za dom gdzie znalazł wolne miejsce w rogu między starym pickupem i hondą.
Hol domu był ogromny, wszędzie walały się puste butelki po piwie lub paczki po smakołykach. Wchodząc wgłąb zauważyłam marmurowe schody prowadzące na pierwsze piętro, wszystkie cenniejsze rzeczy zostały wyniesione o czym świadczyły puste miejsca. W całym domu światła były przygaszone, a muzyka dudniła mi w uszach. Wielki salon był wypełniony tańczącymi ludźmi, po jego prawej stronie znajdowało się stanowisko DJ'a. Rzutniki światła były zamontowane niemal w każdym kącie rzucają białe i kolorowe światła. Cholera, tu jest nawet pieprzony bar!
- Chcesz coś do picia?! - Dylan krzyknął mi do ucha.
- Może być jakiś sok lub woda! Przecież ktoś musi nas odwiedź w jednym kawałku! - odkrzyknęłam, na co chłopak skinął głową i pociągnął mnie za sobą.
Dylan wziął łyk piwa siedząc na sąsiadującym obok stołku barowym. Ja sączyłam świeżo wyciskany sok pomarańczowy. Do bruneta podeszła wysoka blondynka w skąpej spódniczce i topie pytając czy z nią zatańczy. Chłopak spojrzał na mnie w niemym pytaniu, na co skinęłam głową. Chwilę potem już zniknął w tłumie ocierających się o siebie ciał. Więc tak, zostałam sama na resztę wieczoru, a później będę wlokła przyjaciela do samochodu.
- Można się dosiąść? - głos dochodzący zza moich plasów zmusił mnie do oderwania się od słomki.
Odwróciłam głowę widząc ten sam uśmiech co parę tygodni temu.
- Pewnie. - wskazałam ręką na sąsiedni stołek - Adam, prawda? - zagadnęłam.
- Tak, Nora jak dobrze pamiętam? - skinął do barmana.
- Mhm.
- Zamówić Ci coś jeszcze? - zapytał kiedy barman podszedł do niego czyszcząc ściereczką jedną ze szklanek.
- Nie dziękuję.
- W takim razie ja poproszę piwo. - barman skinął głową po czym oddalił się do nalewaka - Przyjechałaś tutaj sama? - patrzył na mnie bawiąc się kuflem postawionym przed nim przez barmana.
- Z przyjacielem. - poprawiłam posyłając mu uśmiech. - A ty?
- Można powiedzieć, że jestem przyzwoitką dla brata, który potrafi czasami się za dobrze bawić. - wzruszył ramionami omiatając pomieszczenie wzrokiem - Tam jest. - wskazał w stronę okien gdzie stała grupka chłopaków z piwami w rękach zanoszących się śmiechem. - To ten w czarnej koszulce.
Spojrzałam na grupkę aż znalazłam czarną koszulkę o mały włos nie wypluwając soku. Zaniosłam się kaszlem, na co chłopak zrobił zaskoczoną minę.
- Wszystko w porządku? - nachylił się w moją stronę poklepując mnie delikatnie po plecach.
- Tak. - wycedziłam - Zaraz wracam, muszę poszukać łazienki. - zeskoczyłam ze stołka nie czekając na odpowiedź.
Przecisnęłam się przez tłum spoconych ciał, aż znalazłam się poza całym gwarem. Weszłam po schodach na pierwsze piętro. Drzwi znajdowały się po obu stronach długiego korytarza, chodziłam zaglądając do każdego po kolei. Cóż, nie było to mądre posunięcie zważając na to, że w prawie każdym znalazłam obściskującą się parę. W końcu trafiłam na prawidłowe drzwi i weszłam do obszernej łazienki. Pomieszczenie było obłożone białymi kafelkami, po prawej stronie znajdowały się dwie umywalki zrobione z ciemnego granitu, po przeciwnej stronie była wanna, co bardziej nazwałabym jacuzzi, a trochę po prawej stronie sedes. Podeszłam do umywalki opierając się obiema rękoma o zimny granit i patrząc na swoje odbicie. Włosy miałam w lekkim nieładzie przez przeciskanie się przez tłum, a policzki lekko zaróżowione. Odkręciłam kurki nabierając trochę wody w dłonie po czym poklepałam się lekko po policzkach. Nigdy nie powiedziałabym, że Justin jest bratem Adama. Nie widzę między nimi podobieństwa, ale to może dlatego, że nigdy się im razem nie przyglądałam. Wytarłam twarzy w puszysty miały ręcznik wiszący tuż obok i wyszłam na zewnątrz. Światła w korytarzu były zgaszone, co trochę utrudniało mi przejście. Dochodziłam do schodów kiedy poczułam jak czyjaś ręka zaciska się na moim nadgarstku i ciągnie w przeciwną stronę. Zaczęłam się wyrywać kiedy postać zasłoniła mi usta ręką. Ugryzłam napastnika na co zabrał dłoń z cichym sykiem.
- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - krzyknęłam - Puszczaj mnie! Pomocy! - krzyki na niewiele się zdały, muzyka wszystko zagłuszała - Puszczaj mnie!
Zostałam wepchnięta do ciemnego pomieszczenia z taką siłą, że tracąc równowagę upadłam na ziemie, chwilę potem usłyszałam zamykanie drzwi i brzęk zamykanego zamka.
Jedyna droga ucieczki właśnie została mi odebrana.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Kocham! *-* Zapowiada się coraz ciekawiej... tylko Justin troche chamski... takiego miłego udaje i wgl...a chce tylko zakład wygrać ;c czekam na nowy! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na nn ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie http://you-know-my-name-no-my-story.blogspot.com/ :)
Właśnie trafiłam na to ff. Zapowiada się ciekawie :) czekam na nn :)
OdpowiedzUsuń