wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 14

Nora 

- Idę tylko do pracy, czy możesz proszę za mną nie iść? - warknęłam mijając kolejny skręt.
- Nie, nie mogę. - chociaż ma na sobie tą bandanę jestem pewna, że w tej chwili cwaniacko się uśmiecha i sprawia mu przyjemność wkurzanie mnie.
- Wiesz, że cie nie wpuszczą do środka? - założyłam ręce na piersi zatrzymując się i uśmiechając zwycięsko.
- Nie martw się, znajdę jakiś sposób. - również się zatrzymał mierząc mnie wzrokiem - Możesz robić co chcesz, ale nie odstąpię cię choćby na krok.
- Ugh, wolałabym już czyścić kibel językiem. - fuknęłam zaczynając znowu iść, tym razem szybciej.
- Da się załatwić. - prychnął dotrzymując mi kroku - Mogliśmy jechać moim samochodem, po co się tak upierałaś na ten spacer?
- Trochę ruchu ci się przyda. - znowu się zatrzymałam o mało na niego nie wpadając - Jutro nie możesz za mną chodzić.
- A to niby czemu? - zapytał zakładając ręce na klatkę piersiową. Rękaw bluzy podsunął mu się do góry ukazując kawałek skóry pokryty tatuażami. Nie mogłam przyjrzeć się dokładniej, bo kiedy tylko zobaczył, że przyglądam się jego ręce zakrył nadgarstek rękawem. - Więc? - ponaglił.
- Przyjeżdża mój wujek. - westchnęłam.
- Chętnie poznam twojego wujka. - oczy rozbłysły mu w rozbawieniu.
- Nie, nie poznasz. Jutro masz się trzymać z daleka. Spędzimy dzień u mnie więc nic się nie stanie. - wywróciłam oczami z powrotem zaczynając iść. Mijający nas ludzie patrzyli ciekawsko w naszą stronę, mówiąc w naszą, mam na myśli na niego. Ale on jakby nie zwracał na to uwagi, szedł obok mnie pewnym krokiem trzymając ręce w kieszeniach. 
- Jesteśmy na miejscu. - wskazałam na budynek restauracji, a na moich ustach pojawił się uśmiech, w końcu się go pozbędę.
- Miłego dnia, złośnico. - zaszydził po czym odwracają się odszedł. Stałam tam przez chwilę oszołomiona, tak po prostu odszedł? Po chwili potrząsnęłam głową i weszłam do środka.


*

- Gdzie byłeś cały ten czas? - zapytałam kiedy skończyłam pracę i wychodząc z budynku zauważyłam go opartego o ścianę.
- Tam. - wskazał na drzwi przed który przed chwilą wyszłam.
- Jak to tam? - zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Myślałaś, że tak po prostu odejdę? - prychnął odbijając się od ściany i podchodząc do mnie.
- Na to wyglądało. - wzruszyłam ramionami czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Cały czas byłem w środku.
- Uwierz, zauważyłabym zakapturzonego faceta z bandaną na twarzy. - prychnęłam spoglądając na niego wyzywająco.
- Kto powiedział, że miałem na sobie bandanę i kaptur? - nachylił się, aby lepiej go usłyszała.
Stałam na środku chodnika gapiąc się na niego, był tam? Siedział przez cały czas? W pamięci skanowałam pomieszczenie wypełnione gośćmi. Jak mogłam przegapić tak błękitne oczy?
- Pierwszy raz widzę żeby odebrało ci mowę, normalnie usta ci się nie zamykają. - uniósł rozbawiony brwi napawając się moją porażką.
- Zamknij się. - fuknęłam i zamaszystym krokiem ruszyłam w drogę powrotną.  
Dupek. 


*

- Cześć wujku! - zaraz po otworzeniu drzwi wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Wyrosłaś. - kiedy się od niego odsunęłam złapał mnie za ramiona, aby lepiej się przyjrzeć.
- Sporo mnie nie widziałeś. - uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do środka.
Cały dzień spędziliśmy na wspominaniu i opowiadaniu jak minęły nam ostatnie lata. Tęskniłam za nim, za tym jak potrafił mnie rozśmieszyć i za jego opowieściami o podróżowaniu.
- Mam ochotę na chińszczyznę. - powiedział kiedy na dworze zrobiło się już ciemno.
- Niedaleko stąd jest chińska restauracja możemy się przejść. - zaproponowałam wyłączając telewizor.
- Nie ma to jak dobra chińszczyzna. Idziemy. - klasnął w dłonie po czym wstał z kanapy i ruszył do wyjścia aby założyć ubrania wierzchnie.Chwilę potem zrobiłam to samo, a kiedy tylko wyszliśmy na wieczorne powietrze wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę restauracji. Dojście tam zajęło nam parę minut, zamówiliśmy jedzenie i usiedliśmy przy stoliku. Opowiadał mi o tym jak ostatnim razem zrobił sobie wycieczkę do Francji.
- Potrzeba wzywa. - zaśmiał się machając paczką papierosów.
Wstał od stolika i poszedł do baru zapytać gdzie może zapalić, starsza kobieta wskazała w stronę tylnego wyjścia restauracji. Chwile potem zniknął na zewnątrz. Siedziałam obracając w dłoni pustą już szklankę, minęło 15 minut dokąd wyszedł. Wstałam od stolika i podchodząc do lady zapytałam tą samą starszą kobietę gdzie jest tylne wyjście. Gdy tylko mi je wskazała ruszyłam w tamtą stronę, a chwile potem znalazłam się na zewnątrz. Uliczka była ciemna i pusta, jedynym śladem jaki wskazywał na to, że wujek w ogóle tutaj był był niedopalony papieros którego końcówka żarzyła się jeszcze na pomarańczowo. Rozglądałam się gorączkowo po ciemnych zakamarkach i kiedy miałam wracać do środka, aby wziąć swoje rzeczy drogę zastąpiła mi ubrana na czarno postać, na początku pomyślałam, że to Butcher, ale szybko się rozmyśliłam kiedy postać popchnęła mnie na ścianę. Uderzyłam w metolową drabinkę prowadzącą na dach budynku, ta zaskrzypiała niespokojnie jakby miała w każdej chwili się zawalić. Chwytałam ciężki oddech starając się nie panikować i zachować zimną krew. Jedyne o czym mogłam myśleć to to, że coś mogło stać się wujkowi.
- Kim jesteś? - sapnęłam gorączkowo myśląc nad drogą ucieczki. Starałam się wszystko przeciągać najdłużej jak to możliwe.
- Twoim koszmarem. - usłyszałam niewyraźny wydźwięk zmechanizowanego głosu.
- Gdzie jest mój wujek? - warknęłam nie dając zbić się z tropu.
- Nic mu nie jest, nie jest mi do niczego potrzebny. Ale nie powiem będzie miał teraz mały kłopot. - postać zaczęła się zbliżać. Macałam za sobą ręką natrafiając na poluzowany szczebel drabinki, gdyby tylko udało mi się pociągnąć wystarczająco mocny żeby ten nieprzymocowany i znacznie poluzowany koniec prętu puścił. Adrenalina pulsowała mi w żyłach i czym bliżej postać była, tym mocniej zaciskałam rękę na zimnym metalu.
Bliżej, bliżej, bliżej. 
JUŻ! 
Całą siłą jaką zebrałam, udało mi się wyrwać pręt, który chwile potem poszybował w głowę mojego prześladowcy. Gdy metal zderzył się z jego czaszką zachwiał się, ja natomiast wykorzystując chwilową niedyspozycję postaci, sprintem ruszyłam do tylnych drzwi restauracji, przebiegłam przez lokal zgarniając rzeczy ze stolika przy którym siedzieliśmy i z powrotem wybiegając z budynku. Nie zwalniając kroku wyszukałam w telefonie numer, który potrzebowałam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Nora?
- Justin - sapałam - czy możesz proszę sprawdzić - wdech - czy - wydech - u mnie nie ma mojego wujka?
- Co się stało? Dlaczego masz taki ciężki oddech? - niepokój w jego głosie sprawił, że o mały włos potknęłabym się o wysunięty kafelek na chodniku.
- Ktoś mnie zaatakował. - mówiłam pośpiesznie zerkając przez ramie czy nikt za mną nie biegnie - Nie mam pojęcia gdzie jest teraz mój wujek. Nie mogę biec teraz do mnie, bo ta osoba pewnie tam będzie czekać, nie chcę nikogo narażać. Ten człowiek jest spowolniony, tak szybko się nie pozbiera. 
- Gdzie jesteś?! - usłyszałam szuranie, a chwile potem brzęk kluczy.
- Nie, musisz sprawdzić co z wujkiem. Biegnę do mieszkania Dylana, jest niedaleko. - zatrzymuję się na chwilę i zginam w pół ciężko oddychając. - Proszę.
- Dobrze. - warczy - Wyślij mi adres Dylana. Butcher zaraz tam będzie. Zajmę się twoim wujkiem.
- Dziękuje. - westchnienie ulgi opuściło moje usta. Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i sprintem ruszyłam do mieszkania przyjaciela, wybierając jego numer i przykładając urządzenie do ucha.
- Ha..
- Dylan? - nie dałam mu dojść do słowa - Jesteś w mieszkaniu?
- Nie. Nora, co się dzieje?
- Mogę do ciebie iść? - dyszałam do słuchawki, nogi były coraz cięższe, brakowało mi już sił.
- Tak, ale co...
- Później ci wszystko wyjaśnię. - urwałam i zakończyłam połączenie.
Dylan dorobił mi dodatkową parę kluczy do jego mieszkania, swoje potrafi zgubić w ciągu tygodnia, więc zawsze ruszałam mu z pomocą. Jak widać jego tendencja do gubienia różnych rzeczy okazała się dla mnie korzystna.
Wpadłam jak wicher do mieszkania od razu zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając na klucz. Ulokowałam dłonie na kolanach próbując unormować oddech. Wszystkie światła były pogaszone, co dodawało temu miejscu upiornego wyglądu, wcisnęłam włącznik światła, ale nic się nie zmieniło, próbowałam jeszcze parę razy, jednak w pomieszczeniu nadal panowała ciemność. Dreszcze przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, coś było zdecydowanie nie tak.
Koszmar dzisiejszego wieczoru nie dobiegł końca, co gorsze - dopiero się zaczyna.

2 komentarze:

  1. O fuck! Zaczyna się dziać... mam ciary ;o oby Norze nic się nie stało ;c czekam na nn! Brak.słów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się właśnie stało? Biedna. Rozdział miazga! :)

    OdpowiedzUsuń